If life is a dream, what happens when I wake up? - napis na koszulce jednego z bohaterów filmu Dym
czwartek, 19 lutego 2015
Wchłonęło mnie. Praca, dzieci, ogarnianie domu. Karkołomne próby znalezienia odrobiny czasu dla siebie. Czyli czterdzieści minut serialu raz na kilka dni (gdzie ja byłam jak w BBC leciało Line of Duty?), godzina biegania raz na kilka dni i parę stron książki również, wait for it, raz na kilka dni. Ciężko jest gdyż o 22 mój mózg się wyłącza. I zasypiam jak dziecko. O a propos dzieci... z uwagi, że nie widzę moich dziewczyn cały dzień, dużo więcej mam frajdy z czasu spędzanego z nimi. I to jest dobre. Aaaa i jest jeszcze jedna dobra rzecz, o której muszę wspomnieć. Ranek. Zamiast budzić Dziewczynkę i przygotowywać co rano do szkoły ja sobie spaceruję pięknymi edynburskimi ulicami do pracy. I wypełnia mnie radość, że omija mnie ten stres poranny, który zawsze się zaczynał i kończył brakiem współpracy ze strony Dziewczynki i moimi wrzaskami. Jezu, jak się cieszę, że nie muszę rano być w domu. I tyle właściwie. Plus rzecz oczywista. Won't be long till the summer;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I coraz dłuższe i jaśniejsze dni :)
OdpowiedzUsuńTak. I duzo, mam nadzieje, slonca.
UsuńZazdroszczę tych ulic porannych. I Mała jaka duża!
OdpowiedzUsuńA to zdjecie z lata.
Usuńps. I codziennie sie zachwycam widokiem edynburskiego zamku:)
:D Kibicuję :) :)
OdpowiedzUsuń