Muszę je odbywać.
Za rok rzeczywistość będzie już inna. Ta mała osoba będzie inna. Prawdopodobnie trzeci raz już nie będę mieć okazji tulić kilkutygodniowego człowieka. Nie z mojej krwi i potu, w każdym razie. Mam farta. Podczas gdy inni spędzają poniedziałkowe przedpołudnie w, być może znienawidzonej, robocie ja mam od niej wyczekaną przerwę. Siedzę w kinie i całuję puchaty policzek mojej Córki. Jest dobrze.
To już nasz drugi seans. Pierwszy zaliczyłyśmy tydzień temu. Przeurocza Meryl Streep i mamroczący, oporny choć nadal czarujący Tommy Lee Jones. Ależ im było ciężko się dotknać po 31 latach małżeństwa. Wzruszająca codzienna historia.
A dziś The Queen of Versailles. O ludziach, którzy mają większy schowek na buty niż ja mieszkanie.
Nothing makes me happy these days. Powiedział amerykański miliarder patrząc smutno w kamerę.
Ja z moim najmłodszym na karate dziś powędrowałam, dla niego to początki fascynacji, dla mnie ciągłe niedowierzanie, że on już taki dużypan;)
OdpowiedzUsuńAle widok z górki też ładny !
Ja zaś myślę o judo dla mojej siedmiolatki, ale jakoś tak organizacyjnie nie mogę się zebrać w sobie by przejść od myśli do czynów;)
OdpowiedzUsuńNajmłodszy nie wytrzymał napięcia nad pianinem, zażyczył był sobie perkusji lub karate, wybrałam to co było bliżej. I tak sobie tuptamy raz Mostem Zwierzynieckim raz Dębnickim z braku mostu między tymi dwoma, a który prosto przez Wisłę przerzuciłby nas na salę do ćwiczeń.
OdpowiedzUsuń