If life is a dream, what happens when I wake up? - napis na koszulce jednego z bohaterów filmu Dym

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Mam wrażenie, że kończący się właśnie kwiecień był bardzo długi. I momentami bardzo trudny. Ale oprócz kiepskich chwil miał kilka dobrych. Na przykład sobotni koncert Kazika. Fantastycznie było go znowu zobaczyć. Przyjaciółka przypomniała mi kiedy widziałyśmy go po raz pierwszy, wydaje nam się, że był to, pi razy drzwi, rok 97. Koncert nad Soliną. Gdzie myśmy wtedy spały po tym koncercie? Kurcze, nie pamiętam. Potem były jeszcze koncerty na Juwenaliach. I wreszcie, po latach, sobotni wieczór z Kazikiem w jakże zatłoczonym i gorącym edynburskim klubie. I był to wieczór wyśmienity. Kazik na scenie jest kapitalny, a do tego sprawia wrażenie niesamowicie sympatycznego gościa.

A teraz będą zdjęcia. Dużo zdjęć. I bynajmniej nie z koncertu;) W kwietniu bowiem wydarzyła nam się jeszcze jedna fajna rzecz. Wyprawa na Isle of Mull.

Wyspa Mull jest położona na zachodnim wybrzeżu. Najłatwiej dopłynąć na nią promem z miasteczka Oban, jest to około 3h jazdy z Edynburga. Zasadniczo niezbyt daleko, ale sam prom sprawia, że nie jest to do końca tania wycieczka (ok.90 funtów za podróż w kwietniu).
Aczkolwiek warto. Wyspa jest przepiękna. Plaże ciche, dzikie, z krystalicznie czystą wodą.


Zawsze się zastanawiam jak się mieszka w takich miejscach.
Widzieliśmy sporo takich domków stojących samotnie. 
Jak to jest mieć najbliższego sąsiada 5, 10 mil dalej?

Moje ulubione zdjęcie. Taka właśnie była dla mnie ta wyspa. 
Mało ludzi, dużo owiec i przestrzeń.
I kręte drogi, którymi mój małżonek się zachwycał.
I budki telefoniczne in the middle of nowhere. Bo z zasięgiem słabo.
Owce są wszędzie.
I są piękne.
 A za tymi skałami widzieliśmy delfiny. 
Gdybym była delfinem nie ruszałabym się z tego miejsca.

 Jest też miasteczko.


Liczące ok. 700 mieszkańców Tobermory. 
Swego czasu właśnie tam kręcono znany dziecięcy program telewizyjny Balamory.
 I powrót na naszą ukochaną plażę Calgary Bay.
 
Kanadyjskie Calgary zawdzięcza swoją nazwę temu właśnie miejscu. Tu spędzał wakacje kanadyjski pułkownik James Macleod. Gdy w 1876 wrócił do Kanady, po pobycie w Calgary Castle, zaproponował tą nazwę dla Fortu Calgary, który dał początek miastu.

Pora wracać.
 Choć widoki jeszcze będą.
 I dużo pustych krzesełek.

I na koniec złoworogo wyglądająca mewa;) 
To była piękna podróż.

8 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcia i widoki....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie cudne!!! Chciałabym tam mieszkać, robi sie spokojnie od samego patrzenia.
    Kazik love. Też wspominam Juwenalia. To były czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesto sie zastanawiam jak sie zyje w takich miejscach.

      Ps. Czasy studenckie, tak. Nie zdawalam sobie sprawy jak wolnym czlowiekiem bylam wtedy.

      Ps2. A za dwa tydzie ide na Marie Peszkowne. Nice, huh?;)

      Usuń
  3. Zazdraszczam! :D Maryśka superrr :D

    A co do wyspy to dzis drugi raz paczę na Twoje zdjęcia i dusza mi sie przykleja do ekranu komputera. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i nie będzie Marii. Odwołana. To chyba przez twoją zazdrość kobieto;)

      Usuń
  4. Przepięknie!Ale czy Wam się będzie chciało przyjechać jeszcze na opatrzone Skye?

    OdpowiedzUsuń
  5. Aga, no bez kitu, my na Skye zawsze!

    OdpowiedzUsuń