Przypomniał mi się nasz pierwszy pies, mieliśmy z bratem po 11 lat, pamiętam jak kiedyś wracaliśmy od Babci i Tata niósł go schowanego w dżinsowej kurtce. Taki był mały. Rudy bokserek.
Był z nami do rozpoczęcia moich studiów. Wariat, nie pies.
Kiedyś wróciliśmy z bratem ze szkoły, patrzymy a on roztrzaskał całą choinkę, wszystkie bombki, zjadł (i zwrócił) wszystkie czekoladki, zrobił masakrę, jednym słowem. Innym razem zeżarł pół biblioteczki i moją ukochaną encyklopedię. Nienawidził być sam, chronicznie nie cierpiał samotności. Ależ ja go kochałam, tyle wspólnych chwil spędzonych włócząc się razem nad rzeką. Rodzice, być może nawet nieświadomie, zrobili nam wielki prezent pozwalając dorastać z psem.
W dalekiej przyszłości. Nasz domek gdzieś, być może, w Bieszczadach. Tam będą biegać psy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz