If life is a dream, what happens when I wake up? - napis na koszulce jednego z bohaterów filmu Dym

sobota, 29 grudnia 2012

Każdy czasem choruje. Każdy się czasem psuje. Nam się popsuło starsze dziecko. Było przeziębione od jakiegoś czasu, ale wczoraj wieczorem zaczęło ją boleć ucho. Piątkowy wieczór.
Out of hours, jedym słowem. Jak to wygląda w Szkocji? Jeśli nie umierasz zamiast dzwonić na 999 dzwonisz na NHS24 czyli National Health Service (powiedzmy odpowiednik naszego NFZ, powiedzmy bo może nieco inaczej jest to zorganizowane). Mimo ostrzeżeń automatycznej sekretarki udało mi się połączyć niemal natychmiast. Pani zadała mi sto pytań (dlatego nie dzwonimy tam gdy jest naprawdę słabo)i zostaliśmy umówieni na wizytę w szpitalu za trzy godziny. Nieźle. W końcu jest weekend. 
Do szpitala nie jedziemy na Emergency gdzie jest 5 milionów oczekujących tylko na Out of Hours, na konkretną godzinę. Elegancko. Lekarz elegancki, sympatyczny, starszy gość. 
Mówi: jest ok, ucho zablokowane, żadna tam infekcja. Ogólnie dziecko zdrowe. Inhalować. Przetka się. 
Sobotni ranek, dziewczynka coraz bardziej popsuta. Dzwonię na NHS24 raz jeszcze. Kolejna wizyta u lekarza, nomen omen za trzy godziny. W innym szpitalu. Tam już mniej fajnie, chorych od cholery. Nie ma gdzie usiąść. Kolejki. Energiczna pani doktor bada raz i drugi, daje leki, każe posiedzieć w kantynie, wrócić za godzinę.
Zapalenie ucha, prawdodpodobnie zapalenie oskrzeli. 
Dziewczynka coraz bardziej niewyraźna. Lekarka dzwoni do innego, dziecięcego szpitala gdzie każą przyjechać, zrobić rentgen. Badają kilka godzin, chcą przyjąć na oddział. 
W końcu puszczają do domu. Z LEKAMI.

I teraz tak sobie myślę jak ten pierwszy lekarz mógł się tak pomylić? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz