Płyta In Rainbows. Rzecz absolutnie wyjątkowa. Choć smutna dość. Pasująca do tych dziwnych, ciągnących się smutnie lutowych popołudni.
Pamiętam jak odkryłam Radiohead. Dokładnie pamiętam. Było to w 1996, na stryszku małej leśniczówki na końcu świata. W Bieszczadach. Płyta The Bends. Zakochałam się. Ależ to było. Na starym magnetofonie przesłuchiwanie wszystkich piosenek, raz po raz. The Bends Radiohead, VS Pearl Jam i The Boatsman's Call Nicka Cave'a. To były moje ukochane licealne płyty. Artyści wyjątkowi, których po latach miałam okazję zobaczyć na żywo. Coś co, jako nastolatce, nawet mi się nie śniło.
Zdecydowanie tak!
OdpowiedzUsuń