Połowa trzeciego sezonu serialu Homeland za nami. Zebrało mi się więc na refleksje. A mianowicie:
1. Po raz pierwszy w życiu czytanie recenzji, i dyskusji odbywających się pod nimi, sprawia mi więcej frajdy niż samo oglądanie serialu.
2. Irytuje mnie, że większa część historii zostaje opowiedziana poza kamerą. Naprawdę WTF? Ja rozumiem, że twisty, suprajzy i inne takie są w dobrym thrillerze potrzebne, ale bez przesady. Widz to nie głupek, ale też nie wróżka. Jednym słowem, mam wrażenie, że scenarzyści robią sobie z nas jaja.
3. Sześć odcinków a Brody był tylko raz. I było to wieki temu. Założę się, że od tego czasu mu się setka rzeczy przydarzyła (oczywiście off camera!), pomijając fakt jak w ogóle dotarł do tej Wenezueli.
4. Właściwie jedynym powodem dla którego dalej oglądam Homeland jest genialny Saul, Carrie i Quinn. Bez wątpienia postacie te grane są przez wspaniałych aktorów.
A poza tym przyszedł listopad i zrobiło się zimno. Wszystko mnie irytuje i ciągle jestem głodna.
Carrie gra "pyskiem " ;) to nasz żarcik na jej temat ale po piętach, w konkurencji na minę roku, depcze jej panna Brody, która genialnie gra brwiami :)
OdpowiedzUsuńdobra, zaraz oglądamy wczorajszy odcinek :)