W sobotni wieczór urwałam się z domu. Jadąc do miasta chłonełam każdy szczegół. Jakież wszystko wydało mi się ciekawe i wspniałe (naprawdę chyba muszę więcej wychodzić).
The Grand Budapest Hotel.
I genialny, czarujący, zabawny Ralph Fiennes. Plus cała reszta. Absolutnie warto.
Obsada dobra - musze obejrzeć..:)
OdpowiedzUsuńKurcze, no kogo tam nie ma...Najbardziej oprócz głównego bohatera (dawno nie widziałam tak ciepłej i zabawnej postaci) podobał się Adrien Brody. Kapitalny był. I Harvey Keitel oczywiście (ale do niego od wielu, wielu lat mam przeogromną słabość).
Usuń